error
Nowe zdjecia w galerii
Jestes tutaj: Strona glówna -> News: Już cztery dni we Włoszech
Już cztery dni we Włoszech

Już cztery dni we Włoszech

Uff !!. Najtrudniejsze dni już za nami. Wtorek przywitał nas jak zawsze ładną pogodą. Na ten dzień mieliśmy zaplanowaną dalszą część zwiedzania Asyżu. Jak to we Włoszech zbiórka miała być o 9.00 ale tradycyjnie wszyscy zebrali się 30 minut później. Jeszcze tylko mały problem z biletami, zagubieniem grupy Bułgarów i mogliśmy ruszyć na podbój ruin zamku w Asyżu na wzgórzu górującym nad miastem. Do zamku prowadziły wąskie schody ciągnące się wśród murów odgradzających przepiękne, malowniczo położone  posesje. Po około 10 minutach marszu stanęliśmy na szczycie wzgórza skąd rozciągał się przepiękny widok na cały obszar Perrugii. Po obowiązkowej sesji zdjęciowej rozpoczęliśmy zwiedzanie zamku. Zajęło nam to prawie 2 godziny a i tak wszystkich trzeba było niemalże siłą wyciągać z ruin. Dziewczyny (Edyta, Sylwia i Natalia) chciały mieć zdjęcia w każdej komnacie, przy każdym większym murku, na schodach, na wieży itp (to było nie do opanowania, aparat fotograficzny prawie się przegrzał, Edycie i Sylwii odmówił nawet posłuszeństwa i słusznie). Ernest był w swoim żywiole. Robił dzikie sztuki na murkach, schodach a tym bardziej szalone im więcej miał publiczności (oczywiście żeńskiej). Damian ze stoickim spokojem przyglądał się tym wyczynom i hamował chęci opiekunek  (p. Ilony i p. Dyrektor) do ściągnięcia Ernesta na ziemię. Patryk oddał się całkowicie niepohamowanej pasji fotografowania każdego pyłu na ziemi włoskiej, stwierdził, że zostaje we Włoszech i możemy wrócić po niego za rok (co najmniej). Na szczęście dla nauczycieli i pozostałych uczestników wycieczki zaczął padać drobny deszcz i wszyscy zdecydowali się jednak wracać (dziewczyny ze względu na straty w makijażu, Ernest i Damian ze względu na brak publiczności a Patryk z obawy o aparat fotograficzny – co by powiedział prof. Bednarczyk?). Dzięki pięciominutowemu deszczowi udało się zakończyć oglądanie zamku i panoramy całej okolicy z każdej wieży. To nic , że tym razem zgubili się Turcy. Nasza przewodniczka zarządziła odwrót. I znów kręty zjazd autobusem do hotelu, pół godziny odpoczynku i prezentacja. Na tą chwilę czekali w napięciu wszyscy. Jak wypadniemy, czy nie zapomnimy przysłowiowego języka (angielskiego) w buzi, czy komputer nie odmówi posłuszeństwa. Emocje w naszej grupie sięgnęły zenitu, gdy już ustalono kolejność prezentacji. Na szczęście (lub nie ) byliśmy czwarci, po Bułgarii, Włoszech, Wielkiej Brytanii. Szczęściarzami biernie uczestniczącymi  w pokazie były p. Ilona, p. Monika, oaza spokoju – Damian oraz etatowy fotograf Patryk. Edyta, Natalia, Sylwia i Ernest przedstawili (w języku angielskim oczywiście) nasz kraj, Drzewicę oraz naszą szkołę. Całość występu przebiegła bez zakłóceń i zebraliśmy gromkie brawa. Warto zaznaczyć, że swoje 5 minut podczas tego popołudnia miał Ernest, który stał się etatowym technikiem komputerowym dla wszystkich grup. Mogliśmy z zadowoleniem  wrócić do hotelu. P Ilona i p. Monika miały nadzieję, że młodzież jest już tak zmęczona , że pójdzie szybko po kolacji spać. Niestety (lub bardzo dobrze) rozpoczął się czas bardzo intensywnej integracji naszej grupy z uczniami z Bułgarii. Od tego wieczora stali się nierozłączną ekipą. Ciąg dalszy nastąpi wkrótce.

Data dodania: 2011-11-25